środa, 29 lutego 2012

Anioł Ariel z obrazu Madonna wśród skał


Obraz znajduje się w Luwrze w Wielkiej Galerii (199 x 122 cm). Namalowany został w latach 1483-1490.
Tutaj pisałam na temat obrazu Madonna wśród skał Leonarda da Vinci. Nazywany on jest także Madonną w grocie albo Madonną z Dzieciątkiem, małym św. Janem i aniołem. Kryje w sobie wiele zagadek, począwszy od genezy powstania dzieła i jego londyńskiej repliki, aż po ukryte znaczenia dzieła. Jaką symbolikę kryją przedstawione na obrazie postacie, ich spojrzenia i gesty dociekają badacze. Prawda niestety odeszła w cień przeszłości wraz z jej mistrzem, który nie pozostawił po sobie dokumentacji.
My możemy jedynie snuć przypuszczenia.
Dzieło przedstawia piramidalną kompozycję Maryi, małych Jezusa i Św. Jana oraz Anioła Ariela. Centralną postacią obrazu jest Madonna, ale kogo obejmuje Matka Boska, a nad kim trzyma wyciągniętą dłoń budzi wątpliwości badaczy. Jedni twierdzą, iż obejmuje małego Św. Jana, bo na londyńskiej replice dziecię to trzyma laskę krzyżowca (atrybut tego świętego), inni, że obejmuje swego syna macierzyńskim gestem i próbuje anulować gestykulację małego Jana (błogosławiącego Jezusowi) i anioła (wskazanie na Jezusa), co wieszczy męczeńską śmierć jej syna.


W zależności od tego, który z chłopców znajduje się w objęciu Maryi, a nad którym trzyma dłoń inna będzie interpretacja roli anioła Uriela (Ariela).
Jeśli Anioł siedzi obok Św. Jana, którego jest opiekunem jego gest wyciągniętej w kierunku Syna Bożego dłoni może oznaczać proroctwo męczeństwa, jeśli zaś siedzi obok małego Jezusa gest ten może stanowić przecięcie linii życia trzymanej przez Matkę.
Jakby nie patrzeć na obraz - Anioł pełni tu rolę tajemniczą i intrygującą, przepowiada przyszłe męczeństwo Jezusa. Mnie intryguje jego wzrok zwrócony gdzieś w kierunku widza, jakby anioł chciał nawiązać z obserwatorem nic porozumienia.
W całym otoczeniu przeważają ciemne, ponure barwy skalnej groty. Jedynie na twarze, dłonie i nagie ciałka dziatek pada światło, które wydobywa ich z mroku. Panująca wewnątrz groty ciemność ma wyobrażać zło, które rozprasza obecność świętych. Obraz jest w tym charakterystycznym dla okresu renesansu lekkim zamgleniu. Jedynym żywym kolorem mieni się szata Ariela.
Madonna wśród skał należy do moich ulubionych obrazów Leonarda da Vinci z powodu mistyczności, tajemniczości i wzroku anioła, który stara się coś mi przekazać.

wtorek, 14 lutego 2012

"Aniołowie zniszczenia" Keith Donohue

 
 
Mam wielką słabość do aniołów i wszystkiego co z nimi związane, dlatego z przyjemnością sięgnęłam po tę książkę. Anioły a rozum, anioły a wiara - czy można to w ogóle powiązać? Nasz rozum ciągle jest poddawany testom na logikę i obserwację, zjawiskom, które dają się udowodnić. "Natomiast wiarę testują nasze pragnienia i chęci. Nie można zobaczyć wiary tak, samo jak nie  można nalać do kielicha nadziei i miłości." [str.317] Podobnie jest z aniołami - posłańcami Boga. Wierzymy w nie, choć nie możemy ich zobaczyć, czujemy, choć nie możemy dotknąć; "nasze anioły istnieją w otwartych sercach, jeśli tylko jest w nich wiara". [str.317]

Stany Zjednoczone, małe miasteczko w Pensylwanii, lata osiemdziesiąte ubiegłego wieku. Pewnej mroźnej, styczniowej nocy na progu domu wdowy Margaret Quinn, pojawia się dziewięcioletnia dziewczynka z walizką. Osamotniona kobieta postanawia ją przygarnąć. Dziesięć lat wcześniej, jej córka - Erica uciekła ze swoim chłopakiem i przyłączyła się do ekstremistycznego ugrupowania nazywanego Aniołami Zniszczenia. Wtedy, w burzliwych latach siedemdziesiątych, pojawiło się wiele radykalnych ugrupowań, którym wydawało się, że tylko oni mogą zmienić świat na lepsze. Margaret nigdy nie straciła nadziei i każdego dnia czekała na powrót córki. Aż tu nagle (los, Opatrzność, nie wiadomo kto) przysyła jej małą dziewczynkę. Kobieta wśród sąsiadów i znajomych utrzymuje, że Norah jest jej wnuczką. Dziewczynka najpierw zaprzyjaźnia się z samotnym chłopcem-Seanem z sąsiedztwa. Natomiast w szkole demonstruje dziwne, nadprzyrodzone umiejętności, które rozpoczyna serię tajemniczych wydarzeń. 
"Zupełnie jak gdyby senna poświąteczna atmosfera ustąpiła miejsca świeżemu oddechowi nadchodzącej wiosny. Zaprzysięgli wrogowie zakopali topory wojenne. Dobiegły końca akty wandalizmu, dręczenie słabszych, sporadyczne, niczym nieusprawiedliwione awantury wszczynane przez najpopularniejszych uczniów w szkole. Nastał czas harmonii i spokoju, kiedy uczniowie Friendship School dostrzegli zmiany zaprowadzone przez nową koleżankę, która zadziwiła wszystkich swą prostotą i żarliwą chęcią do nauki. Jej krzywy uśmiech tchnął w lodowaty styczeń odrobinę radości, jak gdyby dziewczynka emanowała dziwnym blaskiem, wewnętrznym ciepłem, które rozpraszało mrok i chłód".  [str.64]  

Niestety wyjątkowość zawsze jest powodem zazdrości i zawiści, a Norah i jej tajemnicze zdolności  ściągają uwagę mieszkańców i kłopoty. Margaret zaczyna zastanawiać się kim naprawdę jest dziewczynka - czy, jak sama twierdzi aniołem? przypadkową sierotą? czarodziejką, wiedźmą, zdolną zatrzymać czas? oszustką? a może istotnie jest to dziecko jej marnotrawnej córki? Dlaczego wybrała akurat jej dom? Na dodatek koło domu kręci się tajemniczy mężczyzna w kapeluszu, który gorącym oddechem potrafi roztopić zamarzniętą szybę. 

Powieść składa się z trzech ksiąg, gdzie druga opowiada właśnie losy Eriki i jej  chłopaka-Wileya. Erica od początku wzbudziła u mnie sympatię i przy czytaniu 'kibicowałam' jej losom. Pomimo młodzieńczego buntu i fałszywej fascynacji, posiadała bogaty świat wewnętrzny. Ujęła mnie jej wrażliwość, obsesje i niezachwiana wiara w odkupienie poprzez walkę w szeregach tajemniczego ugrupowania, które zamiast wyzwolenia przynosi właśnie zniszczenie. Droga młodych kochanków na Zachód jest przerażająca, surrealistyczna i naznaczona przemocą. Niczym Bonnie i Clyde przemierzają bezdroża Ameryki, popadając w gorsze tarapaty. 

Ukazane zostały tu również: relacje między matką a córką, ich tęskny, pragnienia, konflikt pokoleń, nadzieja, którą się traci, aby ją na nowo odzyskać; relacje między siostrami, bo Margaret, w chwilach kryzysu, przychodzi  z pomocą siostra - Diane - "mimo dwuletniej różnicy wieku były sobie bliskie niczym bliźniaczki, a każda z nich odzwierciedlała, co najlepsze i najgorsze w drugiej". To ona podtrzymuje ją na duchu oraz 'reanimuje' gasnącą nadzieję. Idealna powieść na mroźne wieczory, urocza i trzymająca w napięciu, przywracająca wiarę w anioły. "Anioły są wszędzie, dziwne anioły; każda wiara ma swojego pośrednika. Małą dziewczynkę, starego człowieka, obcego na drodze, przyjaciela. Lepiej być ostrożnym i traktować każdego, jak gdyby był aniołem". [str.436] Kto wie, czy z takim aniołem nie mijałeś się na ulicy, ustąpiłeś mu miejsca w tramwaju, czy stałeś w kolejce w sklepie. Kto wie?
Podobno
"z każdym oddechem Bóg wypuszcza na świat anioła". 

Gorąco polecam!

czwartek, 9 lutego 2012

Drabina Jakuba i aniołowie

"We śnie ujrzał drabinę opartą na ziemi, sięgającą swym wierzchołkiem nieba, oraz aniołów Bożych, którzy wchodzili w górę i schodzili na dół. A oto Pan stał na jej szczycie i mówił: «Ja jestem Pan, Bóg Abrahama i Bóg Izaaka. Ziemię, na której leżysz, oddaję tobie i twemu potomstwu. A potomstwo twe będzie tak liczne jak proch ziemi, ty zaś rozprzestrzenisz się na zachód i na wschód, na północ i na południe; wszystkie plemiona ziemi otrzymają błogosławieństwo przez ciebie i przez twych potomków. Ja jestem z tobą i będę cię strzegł, gdziekolwiek się udasz; a potem sprowadzę cię do tego kraju. Bo nie opuszczę cię, dopóki nie spełnię tego, co ci obiecuję». A gdy Jakub zbudził się ze snu, pomyślał: «Prawdziwie Pan jest na tym miejscu, a ja nie wiedziałem»." 

Biblia Tysiąclecia, Rdz 28, 12-16 

Ten motyw był bardzo często wykorzystywany  i rożnie interpretowany. Pojawił się w malarstwie, muzyce, architekturze, nawet w filmie. Mnie najbardziej podoba się obraz anonimowego twórcy ze szkoły flamandzkiej z około 1490 roku.

Drabina może tu oznaczać tyle, że droga do Boga, w więc także do jakiegoś życiowego celu, czy ideału, jest pionowa, czyli prowadzi z dołu do góry. Wymaga wspinania się, wchodzenia na kolejne, coraz wyższe stopnie. Aby ją pokonać, trzeba zwalczyć strach przed wysokością, przed opuszczeniem swojego bezpiecznego miejsca.  
Tak jak często w życiu. 

Wrażenie też z pewnością robi klasztor w Anglii (Bath Abbey),  gdzie po jego fasadzie wspinają się po drabinie aniołowie. 


do informacji o klasztorze

niedziela, 5 lutego 2012

Warszawskie anioły (anioły z kamienia)

W poszukiwaniu aniołów podczas styczniowej wycieczki do stolicy trafiłam na cmentarz powązkowski. Gdzie dziś łatwiej odnaleźć anioły niż w takim właśnie miejscu. Alejki pełne są kamiennych posągów skrzydlatych postaci. Są tu anioły smutku, milczenia, anioły stróże, anioły pokoju i anioły śmierci, ale są też anioły wiary i nadziei. Chyba najbardziej znanym posągiem Anioła, a zarazem moim ulubionym, jest znajdujący się w Alei Zasłużonych Anioł Pokoju.
Piękna anielica z rozpostartymi skrzydłami, szczelnie otulona szatą zakrywającą całą jej postać, o smutnej twarzy ma lekko uniesioną prawą rękę, która nakazuje żywym milczenie, a dla umarłych jest przesłaniem „śpijcie spokojnie, ja czuwam. Dzień Sądu jeszcze nie nadszedł”. Trzymana w lewej ręce gałązka palmowa oznaczająca symbol zwycięstwa, zwycięstwa życia nad śmiercią. Ten Powązkowski Anioł Pokoju wydaje mi się jednym z najpiękniejszych personifikacji piękna, spokoju, ciszy.





Innym aniołem, który zwrócił moją uwagę jest Anioł Milczenia. Biała postać marmurowej anielicy spowita w oblegającą jej kształty szatę, z odkrytymi ramionami i rozpostartymi skrzydłami przykłada palec do ust nakazując milczenie. Posąg jest okaleczony, pozbawiony jednej ręki i palców u drugiej. Twarz anielicy okolona bujnymi włosami jest smutna i zamyślona. Posąg ten, odziany w szatę, która zdaje się więcej odkrywać niż zakrywać musiał budzić spore kontrowersje.
Kolejny anioł to Anioł Wiary i Nadziei. I znowu mamy tutaj postać anielicy z uniesioną jedną ręką w górę, a druga uniesioną nad głową postaci, która ma personifikować Smutek pozostały po zgonie człowiek. Uniesiona w górę ręka wskazuje na Niebo, miejsce, do którego mamy nadzieję trafić. Anielica ma podobnie, jak jej poprzedniczki rozpostarte skrzydła, a suknia jej przysłania całą postać, pozostawiając okryte od łokci ramiona. Mnie kojarzy się z postacią Nike, bogini Zwycięstwa. W twarzy jej nie ma smutku, a jedynie przekonanie o tryumfie sprawiedliwości dla żyjących zgodnie z boskimi przykazaniami.

czwartek, 2 lutego 2012

Makabryczny taniec

Co jest takiego w skandynawskich kryminałach, że zdobywają sobie coraz nowe rzesze czytelników?
Nad odpowiedzią na to pytanie zastanawiam się już od jakiegoś czasu, tym bardziej, że już kilka takich książek przeczytałam a następne czekają na moich półkach. 
Bo nie ma w nich jakichś supergliniarzy, brawurowych pościgów, nagłych i niespodziewanych zwrotów akcji czy cudownych zbiegów okoliczności do czego przyzwyczaiły nas czytelników (a także widzów) literackie i filmowe hity zza oceanu.

Po raz kolejny nad fenomenem literatury naszych północnych sąsiadów zastanawiałam się przy lekturze książki "Taniec z aniołem" autorstwa szwedzkiego pisarza Åke Edwardsona. Autor jest jednym z najpopularniejszych pisarzy w swoim kraju, cieszy się również międzynarodowym uznaniem, jego książki przetłumaczono na ponad 20 języków a za swoją twórczość był wielokrotnie nagradzany. Książka o której mowa jest pierwszym tomem z liczącego 10 części cyklu, którego głównym bohaterem jest komisarz policji z Göteborga Erik Winter - trzydziestosiedmioletni kawaler, wielbiciel muzyki Johna Coltrane'a, piwa i piłki nożnej, snob uznający tylko obuwie szyte na miarę, kubańskie cygara i koszule z Jermyn Street w Londynie.

W hoteliku na południu Londynu policja znajduje zmasakrowane zwłoki młodego Szweda. Kilka dni później niemal identycznego odkrycia dokonują policjanci z  Göteborga - różnica polega na tym, że zamordowany jest Anglikiem. Winter i jego współpracownicy zastanawiają się nad ewentualnym związkiem między tymi dwoma morderstwami i wszystko wskazuje, że takowy istnieje. Badając krwawe ślady na miejscu zbrodni policjanci mają wrażenie, że w pokoju odbył się jakiś makabryczny taniec. Taniec z aniołem śmierci...


Powieść Edwardsona to nie tylko kryminał. Niejako w tle śledztwa poznajemy samego komisarza Wintera, jego rodzinę, przyjaciół i współpracowników. Autor stworzył wielowymiarowych bohaterów - z ich wątpliwościami, przemysleniami, bagażem doświadczeń. Ukazuje ich w pracy ale i w domowym zaciszu oraz w chwilach relaksu. Policjanci z ekipy Wintera mają swoje wady i tajemnice, nie są kryształowymi bohaterami - jeden z nich ma wkrótce zostać ojcem i nie do końca radzi sobie z tą sytuacją, inny, z wyraźnie rasistowskimi poglądami, zmuszony jest współpracować z czarnoskórą koleżanką - przykłady można by mnożyć.


Lektura nie należy do najłatwiejszych - sporo w niej psychologizowania, dygresji, które na pierwszy rzut oka niewiele mają wspólnego z prowadzonym śledztwem. Książka ma bardzo mroczny klimat - dosyć szybko okazuje się, że zbrodnie mają podtekst seksualny i śledczy muszą zgłębić takie peryferia sex-biznesu o których woleliby udawać, że nie istnieją. Pomimo to książkę czytało mi się dosyć szybko i co ważne do końca nie mogłam rozwiązać kryminalnej zagadki - a zakończenie było dla mnie dosyć dużym zaskoczeniem.