niedziela, 15 kwietnia 2012

Santa Maria degli Angeli w Rzymie, czyli anielski Rzym część 3

Ilekroć odwiedzam włoskie świątynie odnoszę wrażenie, iż jestem w galerii sztuki, tyle tu dzieł malarzy, rzeźbiarzy i architektów, tych wielkich i tych mniej znanych, a także tych bezimiennych. Tym razem swoje przywitanie z miastem rozpoczęłam od Bazyliki Matki Boskiej Anielskiej i Męczenników. Co mnie tu przywiodło? Oczywiście anioły. Świątynia pod wezwaniem Matki Boskiej Anielskiej kusiła obietnicą spotkania aniołów, a dodatkowym argumentem przemawiającym za odwiedzinami było nazwisko jej pierwszego architekta. Rzym ma więcej świątyń niż dni w roku, a ja mam w nim takie, które mnie do siebie przyzywają, które odwiedzam kilkakrotnie i takie, o których zapominam niemal natychmiast po wyjściu. Do Bazyliki Matki Boskiej Anielskiej zaglądałam kilkakrotnie. Jedna z moich wizyt w świątyni przypadła w pochmurny, deszczowy dzień. Wewnątrz było niemal pusto, szare niebo prześwitywało przez dachowe okna świątyni. A ja siedząc na ławeczce czułam ciszę, spokój i przepływający przeze mnie czas. Czas i muzykę. Nieopodal odbywała się próba chóru. Mogłam więc imaginować sobie, że braciszkowie śpiewają tylko dla mnie. I po raz kolejny będąc w Rzymie uświadomiłam sobie, jakim egoistą jest człowiek, a przynajmniej niektóry człowiek. Chciałby mieć tylko dla siebie i Plac Świętego Piotra i piękne, barokowe fontanny i starożytne ruiny Forum i Palatynu i wszystkie Muzea i galerie.
Bazylika powstała na terenie największego kompleksu rekreacyjnego starożytnego Rzymu - Term Dioklecjana, czyli publicznych łaźni, basenów, ogrodów i bibliotek. Po okresie świetności Term (II i III wiek naszej ery) powoli popadły one w ruinę, aby stać się kilka wieków później składowiskiem materiałów budowlanych. W XVI wieku papież Pius IV, zleca Michałowi Aniołowi wybudowanie na ruinach antycznej budowli chrześcijańskiej świątynię. Jak w przypadku wielu innych znanych budowli, tak i z powstaniem bazyliki wiąże się legenda. Impulsem do jej budowy miało być ujrzenie wśród ruin dawnych łaźni przez pewnego sycylijskiego księdza postaci anioła. Papież uznał to za znak od Boga i zlecił budowę. Michał Anioł dokonując przeróbki antycznych pozostałości w bazylikę postanowił ograniczyć ilość zmian do niezbędnego minimum wykorzystując ruiny, jako fasadę budynku. Aby osuszyć wnętrze podniósł poziom posadzki o dwa metry i zrównał go z poziomem ulicy. Przedsionek umieścił w miejscu dawnego tepidarium (basenu z ciepłą wodą). Jak większość świątyń i ta nie uniknęła przeróbek, wprowadzono kolorowe marmury, ornamenty, obrazy, co zaprzepaściło pierwotny zamysł jej twórcy. Jednak pomimo tego, że dzisiejsza świątynia niewiele ma wspólnego z wizją geniusza renesansu jest ona ze wszech miar godna odwiedzin. Bazylika położona jest przy Placu Republiki, vis a vis pięknej fontanny Najad. Do wnętrza prowadzą oryginalne wrota ze złoconego brązu, wykonane przez artystę polskiego pochodzenia Igora Mitoraja. O ich oryginalności stanowią zatopione (uwięzione) w materii postacie anioła (dobrej nowiny) i Maryi.
Zarówno anioł jak i Maryja są okaleczeni, bez rąk, a jednak ich twarze są pogodne, nie ma w nich cierpienia. Podobne drzwi zaprojektował nasz rodak dla warszawskiej świątyni Jezuitów na Starym Mieście. Dopiero znajdując się wewnątrz można dostrzec ogrom budowli. Świątynia wybudowana została na planie greckiego krzyża (tj. krzyża o równej długości ramionach) i sprawia ona wrażenie niezwykle przestrzennej. Od razu po wejściu spotykam anioły; najpierw po prawej stronie, na granitowej piramidzie, udziwniony nowoczesny, brązowy anioł, następnie pomiędzy przedsionkiem a nawą główną dwa białe, marmurowe anioły trzymające aspersorium (naczynia z wodą święconą). A potem kolejne w posągach i na obrazach. Nie mogło przecież zabraknąć aniołów w świątyni pod wezwaniem Matki Boskiej Anielskiej. No i oczywiście, jak zwykle w nowo odwiedzanej świątyni wzrok biegnie ku sklepieniu. Jest na co popatrzeć; piękne malowidła na sklepieniu transeptów (naw poprzecznych) i krzyżowe sklepienie nawy głównej, a kiedy jeszcze pomyśli się, iż na to sklepienie tak samo patrzyli nasi przodkowie sprzed kilkunastu wieków można poczuć się po raz kolejny ogniwem w łańcuchu pokoleń. Kiedy już zaczyna cierpnąc kark od wznoszonej ku górze głowie wzrok pada na posadzkę, a ta jest niezwykle dekoracyjna. Zdobi ją zegar słoneczny z początku XVIII stulecia, zwany meridianą papieską (najdokładniejszym urządzeniem odmierzającym czas). Meridiana umieszczona w tym miejscu ma być symbolicznym zwycięstwem kalendarza chrześcijańskiego nad pogańskim. Na marmurowej posadzce znajdują się kolorowe znaki zodiaku. W lewym transepcie wzrok przyciągają ogromne organy.Jaka szkoda, że nie mogłam posłuchać ich melodii, może następnym razem. Bazylika jest poświęcona także chrześcijańskim męczennikom, tym znanym i nieznanym. Stanowi ona też osobisty pomnik papieża Piusa IV i miejsce jego spoczynku (apsyda).
Na tyłach kościoła znajduje się Museo delle Terme di Dioclecjano (z licznymi figurami, sarkofagami, inskrypcjami). Bazylika była miejscem między innymi takich ceremonii, jak śluby Wiktora Emanuela, księcia Neapolu - późniejszego króla Włoch (1896 r.), czy Emanuela Filiberta, księcia Wenecji i Piemontu (2003 r.). Siedząc w bazylice zasłuchana w śpiewy chóru stawałam się częścią tego miejsca, a towarzyszyło mi poczucie bezpieczeństwa i spokoju, to którego tak bardzo nam brak na co dzień. I chyba właśnie tego, poza pięknymi dziełami sztuki poszukuję we włoskich kościołach. Byc może to zasługa wszechobecnych tutaj aniołów? Zdjęcia: 1. fasada Bazyliki, 2. Jeden z marmurowych aniołów podtrzymujący naczynie ze święconą wodą 3. Wrota dzieło Igora Mitoraja z aniołem zwiastującym Maryi 4 Nowoczesny anioł w przedsionku świątyni

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Trucicielka - Eric - Emmanuel Schmitt

"Trucicielka" to zbiorek czterech opowiadań, z których jedno ma w tytule anioła.
"Koncert Pamięci anioła" - dwóch rywali, początkujących utalentowanych muzyków, jedno tragiczne wydarzenie, później całkowita odmiana losów. Pomysł był świetny, co jednak z tego wyszło?

Więcej o całej książce można przeczytać tutaj.

Coś na razie te moje spotkania z aniołami takie bardziej "przypadkowe są. A to anioła właściwie nie ma (jak tutaj), a to pojawi się w przebraniu zwykłego człowieka (jak w przypadku "Florenckiego lata"). Ciekawe, kiedy trafię na bardziej "anielską" książkę?

piątek, 6 kwietnia 2012

"Szeptem" Becca Fitzpatrick



„Szeptem” jest to debiut amerykańskiej autorki, który od razu po premierze znalazł się na liście bestsellerów "The New York Times". Autorki, która dla pisarstwa rzuciła służbę zdrowia i dzięki temu teraz możemy czytać i podziwiać talent tej autorki.

Przy tej książce zarwałam kilka nocy, bowiem tak bardzo mnie wciągnęła, że nie mogłam przestać jej czytać. Mówiłam sobie „Tylko jeden rozdział i biorę się do nauki”, a tak naprawdę to było kilkanaście rozdziałów. Dla mnie ta książka jest cudowna, ale nie znajduję się, jako jedyna na najwyższym miejscu na podium.

Polubiłam bohaterów tej powieści. Oczywiście najlepszy był jak dla mnie Patch. Tym chyba nikogo nie zdziwię. Mroczny, tajemniczy i jak dla mnie przyciągający. Coś w stylu Damona z serialu „Pamiętniki Wampirów” (powołuję się na serial, bo książek niestety jeszcze nie czytałam). Do głównej bohaterki Nory nic nie mam, bo nie była ona wkurzająca tak jak niektóre główne bohaterki paranormal romance.

Wartka i niebanalna akcja, a do tego dawka humoru nie pozwala czytelnikowi na nudę. Nie raz śmiałam się z dialogów czy sytuacji przedstawionych w utworze. Zagadka, która nadała mu jeszcze większej tajemniczości jeszcze bardziej mnie wciągnęła w tej książce. Nie mogłam domyślić, kim jest ta osoba. A kiedy wreszcie nadszedł ten moment, oniemiałam z wrażenia. Nigdy bym się nie domyśliła, że to o tego bohatera chodziło.

Przyznam, że pani Fitzpatrick wykonała kawał dobrej roboty. „Szeptem” był moją pierwszą książką o tematyce upadłych aniołów. Chociaż nie są one wyraźnie zarysowane i nie pojawia się jakieś wytłumaczenie skąd się wzięły, ale kto wie? Może taką opowieść zaserwuje nam autorka w następnych częściach, które już czekają wypożyczone na półce. Nie mogę się już doczekać, aby znów zatopić się w świat Nory i Patcha. A co do oprawy graficznej, co tu dużo mówić? Bardzo mi się podoba, tak samo jak okładki kontynuacji tej serii. :)

„Pamiętaj, że człowiek się zmienia, jednak jego przeszłość nigdy.”


Recenzje całej serii na moim blogu: 

1. Szeptem
2. Crescendo
3. Cisza
4. Finale (polska premiera 07.11.2012)