sobota, 10 listopada 2012

Anioły i demony Dan Brown



Wydawnictwo:Sonia Draga, rok 2009, ilość stron:560 

Ci, którzy czasami zaglądają na mój blog (moje podróże) znają  słabość do autora. Z powodów, o których pisałam między innymi tutaj czytanie jego książek jest dla mnie doskonałą formą rozrywki. Nie przepadam za powieściami tego typu; kryminał, thriller, sensacja, ale książki Browna to dla mnie coś więcej niż tylko sensacja (i to nie sensacja w sensie wywołania skandalu). Dzięki lekturze Kodu i Aniołów odwiedziny w Rzymie i Paryżu zyskały dodatkowe wrażenia. Książki tego autora odbieram także przez pryzmat odniesień do dzieł sztuki i artystów, którzy w jego powieściach grają niepoślednią rolę. Nie zamierzam nikogo przekonywać, że książki Dana Browna są wybitne czy genialne, bo nie są. Ale, jakie to ma znaczenie. Z założenia tego typu książki mają dostarczać zabawy. Na darmo szukać by w nich ciekawych postaci czy pogłębionych studiów psychologicznych.  

Mnie poza odniesieniami w kierunku historii i sztuki zachwyca intrygująca fabuła, szybkie tempo, niespodziewane zwroty akcji. Jest w niej to, co w książce sensacyjnej niezbędne; budowanie napięcia, przerywanie w najciekawszym miejscu akcji, aby za chwilę zacząć kolejny wątek, który z takim samym żalem trzeba będzie zaraz pożegnać, odkrywanie nowych kart i już zaraz zacieranie śladów. Lektura wciągnęła mnie bez reszty. A ukończenie jej czytania na Placu Świętego Piotra było jednym z przyjemniejszych doznań w trakcie wycieczki po Rzymie trzy lata temu. Zapewne na odbiór książki wpłynął fakt, iż po raz pierwszy usłyszałam o niej od przewodniczki w zamku w Casercie, w którym kręcono część watykańskich scen filmu. Tak więc wszelkie okoliczności towarzyszące sprzyjały lekturze. 

I nie przeszkadza mi wcale, że po kilku książkach Browna lektura staje się coraz bardziej przewidywalna, że nieprawdopodobieństwa gonią nieprawdopodobieństwa (szczytem nagromadzenia absurdów jest Zaginiony symbol), a najmniej podejrzany okazuje się najbardziej winnym. I nie szukam w książkach Browna prawd objawionych, nie doszukuję się drugiego dna, nie zachwycam głębią przemyśleń. A już na pewno nie traktuję książki, jako ataku na kościół, wiarę, uczucia religijne. Jak już pisałam w poście na temat Kodu da Vinci; słabą byłaby wiara, gdyby wyznawcy Chrystusa wzięli fikcję za coś więcej niż tylko fikcja, np. za próbę ataku na kościół, tylko dlatego, że negatywnym bohaterem uczynił Brown jednego z duchownych, czy to że w jego książce kościół zataja prawdę. Czasami (zależy w odniesieniu do jakich faktów) jest to moim zdaniem słuszna decyzja, nie wszyscy gotowi są na poznanie prawdy. To, że włoska policja oraz światowe media nie poczytały książki Browna za atak na butę i nieudolność pierwszych oraz brak moralności i zasad drugich tylko dobrze o nich świadczy.     

Ale, o czym są Anioły i demony?
Kiedy w Rzymie odbywa się konklawe po śmierci postępowego i cieszącego się sympatią Papieża i w tajemniczy sposób zostają uprowadzeni czterej preferiti (cieszący się największym poparciem do Piotrowego tronu kardynałowie) w CERN-ie (ośrodku naukowo-badawczym w Genewie) zostaje zamordowany katolicki ksiądz i naukowiec ojciec Vetra prowadzący badania nad możliwością naukowego wyjaśnienia przyczyn powstania wszechświata, przyczyn, które byłoby zgodne z biblijną wersją genezis. Jednocześnie z instytutu ginie pojemnik z antymaterią (cząsteczki o ładunku przeciwnym do cząsteczek materii, których zetknięcie z materią powoduje promieniowanie elektromagnetyczne). Jej niewłaściwe przechowywanie może spowodować wybuch o potężnej sile rażenia. Dziwne symbole na ciele zmarłego sprowadzają do CERN-u znanego profesora symbolistę Roberta Langdona, który odkrywa powiązania pomiędzy sprawcą zbrodni a dawno nieistniejącym bractwem iluminatów. 

Okazuje się, iż morderca Vetry ukrył niebezpieczny pojemnik gdzieś na terenie Watykanu, aby w ten sposób wypełnić starodawną przepowiednię iluminatów i zemścić się na kościele za liczne prześladowania, jakich ofiarami padło wielu światłych ludzi. Według profesora Langdona odkrycie dzięki ukrytym w dziełach sztuki znakom ścieżki oświecenia mogłoby doprowadzić do złapania mordercy, uratowania preferiti i zapobieżeniu tragedii. I jak to często w tego typu powieściach bywa Langdon i pomagająca mu adoptowana córka Vetry mają na to zadanie jedynie parę godzin, w trakcie których przemierzają Rzym wzdłuż i wszerz docierając do jego najpiękniejszych i najbardziej sekretnych zakątków; od pomieszczeń gwardii szwajcarskiej, gabinetu papieża, biblioteki watykańskiej, Panteonu, kościoła Santa Maria del Popolo, Piazza san Pietro, kościoła Santa Maria Della Victoria, Piazza Navona poprzez most aniołów do Castel Saint Angelo, Passeto aż do pomieszczeń pałacu watykańskiego.

Kim są anioły? Gdyby patrzeć na to dosłownie anioły to dzieła sztuki Gian Lorenzo Berniniego, które stanowią wyznaczniki na ścieżce oświecenia i doprowadzają profesora do odkrycia zagadki. Anioł z kaplicy Chiggich (Habakup i anioł), anioł z kaplicy powstałej na zamówienie kardynała Cornaro (Ekstaza Św. Teresy) Anioł Pokoju z fontanny Czterech Rzek, archanioł z Zamku Anioła.

O większości z nich pisałam na tym blogu. 
Gdyby spojrzeć szerzej anioły to pierwiastek dobra, demony to pierwiastek zła, które tkwią w bohaterach powieści niezależnie od ich światopoglądów. Ale nie doszukiwałabym się tu głębszych treści. Wszak to tylko zabawa.

No i inspiracja do poszukiwań. Podróżniczych i edukacyjnych.
Lubię tropić małe i większe niezgodności. Przede wszystkim zadziwiło mnie usytuowanie Kościoła Santa Maria Della Victoria przy Piazza Bernini, kiedy naprawdę znajduje się on w zupełnie innej części Rzymu, usytuowanie czterech filarów na ścieżce oświecenia w kwadracie, czy na planie krzyża, de facto nie tworzą one kwadratu i nie znajdują się się na planie krzyża, przypisanie autorstwa strojów szwajcarskich gwardzistów Michałowi Aniołowi (jakkolwiek dwie pierwsze niezgodności były wymogiem fabuły, dla tej trzeciej trudno mi znaleźć uzasadnienie). Dziwną wydaje się reakcja profesora, który odkrywa swój błąd i spod Panteonu kieruje poszukiwania do Kościoła Santa Maria del Popolo, wówczas na potwierdzenie prawidłowości wyboru wskazuje znajdujący się przed świątynią obelisk. Tymczasem przed Panteonem również znajduje się obelisk, natomiast brak obelisku przed kościołem Santa Maria della Victoria - miejscu zamordowania trzeciej ofiary. Zgodnie z XVI wiecznym wierszem znacznikami na ścieżce oświecenia miały być anioły, które krzyżem cię prowadzą. Drugim znacznikiem na ścieżce jest płaskorzeźba znajdująca się na Placu Św. Piotra, na którym wiatr zachodni wskazuje kierunek kolejnego znaku, czyli nie anioł. Preferiti mieli zostać złożeni na ołtarzach nauki, czyli w czterech kościołach, tymczasem ostatni znacznik i miejsce zbrodni to fontanna Czterech rzek na Piazza Navona. W końcu historyczne nieścisłości – Galileusz, którego Brown postawił na czele iluminatów żył na przełomie XVI i XVII wieku, datowana jako początek wojny pomiędzy iluminatami a kościołem La purga miała mieć miejsce w  1668 roku, natomiast bractwa iluminatów powstały dopiero w XVIII wieku. To tylko kilka nieścisłości, które udało mi się  wyłapać. Trudno jest mi odnieść się do kwestii naukowych związanych z postępem prac nad antymaterią.

Natomiast niekwestionowanym odkryciem związanym z lekturą jest Bernini i jego twórczość (obok kolumnada Berniniego na placu Św. Piotra- czyż nie jest wspaniała?). Od chwili lektury udało mi się obejrzeć wiele z jego dzieł, a sama postać genialnego rzeźbiarza wzbudziła spore zainteresowanie. No i wzbogaciła się troszkę moja wiedza na temat watykańskich obrzędów i ceremoniału.
Na podstawie książki powstał film, który dość znacznie różni się od książki, wyjątkowo -moim zdaniem- na korzyść filmu. Książka bowiem zawiera takie nagromadzenie nieprawdopodobieństw (choć Zaginiony Symbol ma ich jeszcze więcej), że może i śmieszyć i denerwować niektórych czytelników. Film pomija zupełnie wątek sprzedajności mediów oraz wyjaśnienia, kim był ojciec kamerlinga.

Moja ocena książki – tego, jak mi się podobała 5/6


4 komentarze:

  1. mnie od zawsze uczono "Rzym Berniniego" :), a moją przygodę z Brownem też od tej książki zaczęłam, ale oprócz Browna w podobnej stylistyce czytałam "Tajemnicę Gaudiego" i zupełnie inaczej patrzę teraz na Barcelonę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dla mnie Rzym był od zawsze przede wszystkim papieski (choć to Watykan jest papieski), potem starożytny, potem renesansowy, rzymski barok odkryłam niedawno. Nie pamiętam, czy w moich podręcznikach historii i literatury uczono o Berninim, chętnie bym to sprawdziła, tylko, że podręczników już nie mam. A o Tajemnicy Gaudiego nie słyszałam, a przeczytałabym z chęcią, bo Barcelona jest dla mnie Barceloną Gaudiego - to jego pomysły mnie w niej urzekają, to jego projekty chętnie oglądałam, to dla "niego" wybrałam się na wycieczkę do Barcelony.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. szukaj pod Martin Esteban Andreu Carranza, mnie się podobała, choć nie daję gwarancji, że i Tobie będzie :)
      co do Berniniego widocznie na takie miłośniczki sztuki wśród nauczycieli trafiałam, że mi się te zwrot zakodował ;)
      i błagam wyłącz weryfikację obrazkową, wpisuję już trzeci raz, a literki coraz mniejsze :)

      Usuń
    2. Będę szukać- dzięki za info. Rzeczywiście miałaś szczęście do nauczycielek. Ja miałam natomiast świetną nauczycielkę historii, która uczyła historii "prawdziwej" - tzn. tak do końca nie możemy wiedzieć, co było prawdą a co fałszem. Ale przepraszam, bo zbaczam z tematu. Dziękuję za zwrócenie uwagi na temat weryfikacji obrazkowej- nie miałam pojęcia, że została włączona (nikt wcześniej tego nie wskazywał). Mam nadzieję, że już jest ok. Jeśli nie - daj cynk (może być na moich podróżach- jeśli tu nie da rady).

      Usuń